Byłam niedawno na takiej mszy i natknęłam się na następujący tekst, który wydaje mi się tak ładny, że można go użyć także w związku ze śmiercią. Oto on:
„Śmierć jest niczym… Wymknąłem się tylko do sąsiedniego pokoju – ja to ja, a ty to ty… Cokolwiek nas łączyło, trwa nadal. Nazywaj mnie moim dawnym, znanym imieniem, mów do mnie prosto, jak to zwykle robiłeś. Nie zmieniaj swojego tonu; nie przydawaj mu wymuszonej powagi czy smutku. Śmiej się, jak to zwykliśmy robić, z małych żartów. Baw się, uśmiechaj się, myśl o mnie, módl się za mnie. Pozwól, by moje imię było nadal zwykłym, domowym słowem, jak to było do tej pory. Niech będzie wymawiane normalnie, niech nie kładzie się na nim cień ducha. Życie oznacza to samo, co do tej pory, jest takie samo, jak zawsze; absolutnie nic się nie skończyło. Bo czym jest ta śmierć, jeśli nie mało znaczącym wypadkiem? Dlaczego miałbym zniknąć z umysłu tylko dlatego, że zniknąłem z oczu? Ja tylko czekam na ciebie przez jakiś czas. Gdzieś bardzo blisko, tuż za rogiem…
Henry Scott Holland (1847-1918) kanonik z katedry Św. Pawła”
Na i po pogrzebie
Na zakończenie pogrzebu jest w zwyczaju, że wszyscy obecni ściskają dłonie najbliższej rodzinie zmarłego, nie mówiąc nic lub tylko: „Tak mi przykro” lub „Kochaliśmy Catherine/Gerarda”. W smutnych okolicznościach rozsądnie będzie mówić jak najmniej. To czas na łzy, nie słowa.
Często niektórzy z uczestniczących w pogrzebie lub – gdy nie ma ich wielu – wszyscy mogą być zaproszeni na herbatę czy nawet na posiłek. Obecnie śmierć traktowana jest bardziej jako odejście, a ludzie zdają sobie sprawę, że życie musi rozpocząć się na nowo, zarówno na ziemi, jak i w życiu przyszłym.