Dziesiątki razy bawiłam się na różnych przyjęciach i chyba tylko trzykrotnie mogłam powiedzieć, że to było „to” przyjęcie.
Nie dlatego, że serwowano szampana, kawior i wędzonego łososia, ani nie dlatego, że mieli tam największy salon, jaki w życiu widziałam, czy nawet że konwersacja była szczególnie dowcipna. Było tak dzięki gospodarzom, którzy wszystko wcześniej przygotowali, nie jak akcję wojskową, ale z troską o dobry przebieg przyjęcia. Jeśli to możliwe, powinno się z grona przyjaciół wybrać tych, którzy mają poprowadzić rozmowę i prosić ich o przyjście wcześniej niż „zwykli” goście.
Jeśli na przyjęciu wśród piętnastu osób znajdą się trzy, cztery takie „super” osoby, które ci w ten sposób pomogą, możesz być pewien dobrego rezultatu.
Trzeba ich uprzedzić, że będzie się od nich oczekiwać pomocy w przedstawianiu siebie nawzajem, a nic nie jest równie ważne. Liczą się nawet takie informacje, jak na przykład to, że pani Croft ostatnio owdowiała.
Inni, którymi trzeba się „opiekować” i pomóc im w dobrej zabawie, to nowi ludzie w danej grupie, którzy nie znają pozostałych gości. To sprawa gospodarzy i ich dobrych manier, by opiekować się nimi. Często z tego powodu przyjęcie się nie udaje. Wyjaśnij swoim „asystentom”, na kogo powinni zwrócić uwagę.
Nieważne, czy przyjęcie jest dla dzieci, czy dla dorosłych. Najważniejsze, by zastanowić się, kogo zaprosić.