Nie wiem, co robi się w Niemczech czy Teksasie, ale w Wielkiej Brytanii nigdy nie dzwoń na kelnera, gdy dzwonek jest na stole. To niepisane prawo. Anglik, ze swym legendarnym dobrym smakiem, nigdy tego nie zrobi, by tak się rzucać w oczy. Siedzisz spokojnie, a gdy kelner przejdzie obok ciebie, wtedy mówisz: „kelner, proszę”. Nikt dobrze wychowany nie krzyknie: „hej, ty!”.
Teoretycznie goście powinni składać zamówienia poprzez tych, którzy ich zaprosili, ale w praktyce kelner zwykle podchodzi do każdego gościa i odbiera zamówienia bezpośrednio. O wiele rozsądniej, bo gość może dać jakieś specjalne instrukcje, np. „nie za dużo tłuszczu”, czy spytać o coś w karcie, co nie jest dla niego jasne.
Choć nikt nie oczekuje od gości, że dadzą się zastraszyć kelnerom, w dobrym tonie jest unikać zbytniej drobiazgowości. Powoduje ona zażenowanie innych gości, którzy chcą odpocząć. Pamiętam, jak kiedyś restaurację zamykano o 22.30 i jeden z naszych towarzyszy nie skończył jeszcze ciastek i sera. Kiedy obsługa zaczęła skłaniać ludzi do wyjścia, zawołał kierownika. Wybuchła awantura z groźbami wysłania listu do właściciela restauracji. To objaw złych obyczajów. Nawet w najlepszych sferach nie powinno się folgować sobie.